RadekSzczygiel RadekSzczygiel
749
BLOG

Oburzać się czy nie oburzać?

RadekSzczygiel RadekSzczygiel PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Grzanie tematu Pana Misiewicza w mediach osiągnęło apogeum. Media od lewicy do prawicy biją na alarm, przestrzegają, mówią jak rządzący mają prowadzić swoją politykę kadrową. Temat jest na tyle świeży, że każdy chce choć chwilkę pojeździć na kobyłce "oburzenia" zanim z niej spadnie, żeby ustąpić miejsca kolejnemu chętnemu. Niestety w tej sprawie zawiodło to, czym powinny charakteryzować się rządy demokratyczne - transparentność. 

Młody pracownik administracji publicznej to nic złego. Wszak od kilkudziesięciu lat, jak mantra co jakiś czas powtarzane są postulaty dojścia młodych do władzy. Niestety owi "młodzi", chcący dopchać się do przysługujących rządzącym alimentów mają najczęściej na 50-tkę na karku albo są tuż przed nią. Momenty, kiedy ministrowie dobierają sobie współpracowników w wieku dwudziestu-trzydziestu lat są momentem wzmożonej medialnej wrzawy. Należałoby zapytać dlaczego. Sama idea pracy młodych nie jest zła, szczególnie jeśli chodzi o obszary związane z komunikacją. Niemniej jednak zawsze istnieje ryzyko bądź podejrzenie, że zostali zaproszeni do współpracy tylko dlatego, że byli wiernym "padawanami" partyjnych liderów. W przypadku Pana Misiewicza wysyłane są też w eter niby niewinne pytania czy może nie oddawał on Ministrowi jeszcze innych usług. Uważam to za obrzydliwe insynuacje, które często produkują ludzie, uważający się za wzorce tolerancji. No cóż takich mamy dziennikarzy i społecznych liderów, spod cienkiej warstwy tolerancyjnej pozłoty wyziera klasyczna słoma. 

Powtórzę, przypadek Pana Misiewicza nie jest w żadnym wypadku nowym zjawiskiem. Jest ono obecne na polskiej scenie politycznej od lat 40, kiedy to młodzi aktywiści ZMP, przechodzili do resortów, potem byli towarzysze Kwaśniewski i Miller, następnie młoda "Solidarność" a teraz Misiewicz. Nie musiałby on odchodzić w atmosferze skandalu, gdyby Ministerstwo postawiło na lepszą komunikację i wyjaśniło dziennikarzom a co za tym idzie również społeczeństwu jakimi kompetencjami dysponuje ten młody człowiek, które okazują się być potrzebne w zajmowanych przezeń stanowiskach. Krótki komunikat, może mała konferencja prasowa i byłoby po sprawie. Prawo i Sprawiedliwość wybrało jednak drogę dużo gorszą: pokrętnych tłumaczeń, cichych odwołań, przenoszenia z miejsca na miejsce, urlopów a wreszcie hucznego wyrzucenia (odejścia) Misiewicza zarówno ze stanowiska rzecznika MON jak i z samego PiS. 

Argumenty, które przedstawiała opozycja i "oburzeni dziennikarze" dałby radę obalić każdy HR-owiec, szczególnie patrząc na zachodnie trendy zatrudniania ludzi po zapoznaniu się z ich umiejętnościami a nie dyplomem. Niemniej jednak ze strony PiS zabrakło tego właśnie komunikatu: potrzebujemy go, bo umie to, to i to. Drugą sprawą jest, że serial pt. "Zwolnienia i zatrudnianie Misiewicza" trwał zdecydowanie zbyt długo. Cała sprawa zamieniła się w farsę więc teraz mówienie o tym co ów młody człowiek potrafi, przedłużyłaby tylko agonię stanowiska. 

Nie bronię ani jednej ani drugiej strony sporu, patrzę tylko na jego skutki oraz na bezsensowne działania PiS, które w dobitny sposób pokazały jak duże problemy komunikacyjne ma partia rządząca. Zamiast przyznać się do tego, że może nie wszystkie kompetencje owego młodzieńca pasują do profilu wykonywanej przez niego pracy, jednocześnie podkreślając jego mocne strony, Partia rzuciła go na pożarcie. Przejechali się po nim dziennikarze, dzisiaj zapewne będzie bohaterem pseudo kabaretu wTylewizji, może  w przyszłym tygodniu w triumfalnym tonie napisze o nim Polityka. I tak kończy się epopeja o limuzynach BOR, wódce dla wszystkich i 50 000 zł. Mam nadzieję, że Prezes jest z siebie dumny. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka