RadekSzczygiel RadekSzczygiel
1107
BLOG

Demokracja? Nie, dziękuję!

RadekSzczygiel RadekSzczygiel USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

"Szanowni Państwo 20.01.2017 skończyła się w Ameryce demokracja", tak właśnie powinna powitać swoich widzów obsada stacji CNN w dniu zaprzysiężenia na prezydenta Donalda Trumpa. Chociaż jak pokazują media i politycy w całej Europie, wybór ten zabolał właściwie wszystkich. 

Najpierw był szok i niedowierzanie, potem zaciekła walka, następnie próby negowania całego systemu wyborczego w Stanach Zjednoczonych. Na koniec, już podczas zaprzysiężenia, liberalne media, zastanawiały się co by się stało, gdyby Trump zginął. Gra na rozpalanie emocji ludzi, którzy żyją w świecie internetowych memów i jednego przekazu, gdzie nie ma miejsca na wątpliwości spowodowała manifestacje, które pomimo tego, że niezbyt liczne (wiem, wiem, TVN i CNN mówiły coś innego) swoim zdziczeniem i agresją przebijały wszystko co widzieliśmy do tej pory - owszem, ugrupowania prawicowe również protestowały po przegranych wyborach, jednak nigdy nie wyglądało to w taki sposób. 

Warto przy okazji zadać sobie fundamentalne pytanie: z czym tak naprawdę ma problem establishment? Przyzwyczajeni do plebiscytowej formy wyborów, stosując zawsze te same triki odkleili się od obywateli i ich potrzeb. Skupieni na dopieszczaniu kolejnych grup wykluczonych, uważali, że owe mniejszości a także bat w postaci "opinii międzynarodowej" zapewni im dożywotnie rządy. Jak pokazują przykłady kolejnych państw mit nowoczesności w dużej mierze upada a raczej przekształca się, zyskując swój pierwotny kształt. Jeszcze kilkanaście lat temu nowoczesność była powszechnie kojarzona z dobrobytem oraz z najszerszym z możliwych dostępem do jego owoców wszystkich grup społecznych. Dzisiaj jest to kwestia uchodźców, aborcji, eutanazji, możliwości wyboru płci i inne rzeczy, które można zaliczyć do "obyczajówki". Jednocześnie coraz bardziej zwiększa się dystans pomiędzy bogatymi a biednymi. 

Największym wrogiem zasiedziałego, wiekowego już establishmentu jest niestety demokracja. Wychwalana na wszelkie możliwe sposoby, w działaniu jest potępiana i nazywana faszyzmem. Kandydaci sprzeciwiający się lewicowej narracji są "wrogami demokracji" a ich wyborcy "niewykształconym motłochem". To śmieszne ale piewcy "władzy ludu" chcieliby właściwie zdemontowania instytucji wyborów. Jak już wspominałem była ona odpowiednia w momencie kiedy zastępowały ją plebiscyty poparcia. 

Jeszcze gorzej mają ludzie wykształceni, popierający kandydatów, którzy nie zgadzają się z ogólnoświatowymi trendami a jeszcze gorzej mówią o konieczności powrotu do konserwatywnych wartości. Tutaj wyzwiska typu "prawicowe ścierwa czy "pseudointeligneci" i "pachołki ... (wpisz odpowiedniego przywódcę)" należą do najlżejszych. Najśmieszniejsze jest to, że te protesty i wyzwiska nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Co więcej, konserwatywni przywódcy (case Polski) wykazują zdecydowanie więcej wyrozumiałości dla protestujących niż ich "demokratyczni" odpowiednicy. 

Patrząc na to co dzieje się w Polsce, USA a być może będzie się działo w innych krajach, warto zadać sobie podstawowe pytanie: czy jakakolwiek wspólna narracja jest jeszcze możliwa? Bo do tego, czy demokracja owym protestującym jest do czegokolwiek potrzebna nie mam najmniejszych wątpliwości. Dla nich oligarchia czy dyktatura byłby do zaakceptowania, pod warunkiem zachowania fałszywych insygniów postępu. 



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka